Czy to dyscyplina dla mnie?
: 2012-04-29, 22:33
Witam. Temat mało zaawansowany, ale myślę, że cenny dla wielu osób, które zastanawiają się nad przygodą z lataniem, dlatego proszę doświadczonych kolegów o zdanie. Tym razem nie chodzi o kwestie techniczne, ale pewną psychologię - wszak nikt nie lata z ze względów racjonalnych, tak jak robi się prawo jazdy, latanie ma być przyjemnością - czy taką jak mi się wydaje?
Myślę o kursie a do porady skłoniła mnie uwaga ojca - "to chyba nie dla ciebie, ty szukasz wolności a latanie to raczej totalna dyscyplina"
No właśnie. Nie wątpię, że paralotnie dają ogromną satysfakcję, ale jakiego rodzaju jest to satysfakcja?
Dam przykład - narty. Nie nauczyłem się jazdy poprawnej technicznie, choć jeżdżę od 30 lat. Nie rozumiem ludzi, skądinąd perfekcjonistów, którzy pokonują zbocze wzorowym śmigiem wykonując 343 identycznych manewrów w wąskim pasie i kończą przy wyciągu - pokazują perfekcję, ale ja wolę puścić się wprost poczuć andrenalinę, przez moment nie mieć kontroli... Wolę leniwego czopera i jazdę w nieznane, niż wyczynowego ścigacza, lub krosa i robienie wyniku.
latanie kojarzy mi się z tym, że znów moge robić coś wbrew regułom - myślałem o ultarlightcie, którym wystartuję z pola i wyląduję nad morzem, jak opowidziałałem o tym znajomemu - że to jest dostępne, stać mnie itp - powiedział "zapisz się do aeroklubu", poczułem jakby ktoś podciął mi skrzydła.
Przeleciałem się pasażersko na paralotni i znów zamarzyłem - bedę latał - plecak ciężki nie jest, wrzucę w auto jak mnie najdzie to fruuu. Kilka miesięcy w roku spędzam w miejscach gdzie da cię latać (Teneryfa, Kotlina Kł.)
Koledzy - piszę sporo, by dać swój obraz, czy to latanie to dla mnie? Czy raczej jest to kolejna dyscyplina polegajaca na szlifowaniu perfekcji i przyjemności z osiąganego poziomu a nie z bujania w obłokach. Innymi słowy - bardzie jak łażenie po po górach, czy raczej jak gra w tenisa?
Myślę o kursie a do porady skłoniła mnie uwaga ojca - "to chyba nie dla ciebie, ty szukasz wolności a latanie to raczej totalna dyscyplina"
No właśnie. Nie wątpię, że paralotnie dają ogromną satysfakcję, ale jakiego rodzaju jest to satysfakcja?
Dam przykład - narty. Nie nauczyłem się jazdy poprawnej technicznie, choć jeżdżę od 30 lat. Nie rozumiem ludzi, skądinąd perfekcjonistów, którzy pokonują zbocze wzorowym śmigiem wykonując 343 identycznych manewrów w wąskim pasie i kończą przy wyciągu - pokazują perfekcję, ale ja wolę puścić się wprost poczuć andrenalinę, przez moment nie mieć kontroli... Wolę leniwego czopera i jazdę w nieznane, niż wyczynowego ścigacza, lub krosa i robienie wyniku.
latanie kojarzy mi się z tym, że znów moge robić coś wbrew regułom - myślałem o ultarlightcie, którym wystartuję z pola i wyląduję nad morzem, jak opowidziałałem o tym znajomemu - że to jest dostępne, stać mnie itp - powiedział "zapisz się do aeroklubu", poczułem jakby ktoś podciął mi skrzydła.
Przeleciałem się pasażersko na paralotni i znów zamarzyłem - bedę latał - plecak ciężki nie jest, wrzucę w auto jak mnie najdzie to fruuu. Kilka miesięcy w roku spędzam w miejscach gdzie da cię latać (Teneryfa, Kotlina Kł.)
Koledzy - piszę sporo, by dać swój obraz, czy to latanie to dla mnie? Czy raczej jest to kolejna dyscyplina polegajaca na szlifowaniu perfekcji i przyjemności z osiąganego poziomu a nie z bujania w obłokach. Innymi słowy - bardzie jak łażenie po po górach, czy raczej jak gra w tenisa?